czwartek, 29 września 2011

no raczej. inaczej

byłam przygotowana na to, że moje dzieci będą się od siebie różniły.

że jak jedna przesypiała noce, to druga będzie się ciągle budzić.
że jak jedna najadała się w pięć minut, to drugą będę karmić non stop.
że jak jedna będzie klopsem, to druga będzie przypominać raczej nitkę spaghetti.
że jednej główka będzie miękka i okrągła jak słodki groszek, a drugiej twarda jak orzeszek trudny do zgryzienia.

no i w końcu, że będą miały kompletnie różne charaktery. ale żeby aż tak?
przy groszku to płakałam raczej ja. jej poczucia bezpieczeństwa nie zaburzyły nawet fajerwerki w sylwestra (tata był w pracy, ja się trzęsłam, a groszek smacznie spała za ścianą).
a orzeszek?
orzeszek przeszlochała wczoraj słuszny kawał popołudnia, bo za głośno kichnęłam.

3 komentarze:

  1. Znam to aż za dobrze. Syn - anioł. Córka - brak mi słów.... Ja nie wiem jak to możłiwe, żeby dwoje dzieci tych samych rodziców było tak kompletnie całkowicie do siebie nie podobne.

    OdpowiedzUsuń
  2. u nas dokładnie ta sama historia. orzeszek jest że aż grrrr czasami!

    OdpowiedzUsuń
  3. no przecież to są całkowicie odrębne osoby :) u nas córa to diabeł tasmański, syn to anioł i zen. Nie mam pomysłu czego się spodziewać po trzecim...

    OdpowiedzUsuń